Niesiołowski Stefan dał głos. A raczej znowu szczeknął, kiedy mu jego patroni dali znak. Znaczy wytresowany dobrze jest. Ujada wtedy, gdy mu każą, a nie wtedy, gdy gospodyni wynosi na podwórko michę pełną odpadków z obiadu.
Te skojarzenia psiopodobne nasuwają mi się zawsze, ilekroć słychać Niesiołowskiego szczekanie. Zawsze też mają proweniencję literacką bardzo - noblowskopodobną. Swego czasu Czesław Miłosz opublikował, hm, dzieło z życia wyższych sfer - "Piesek przydrożny". Piesek jak to piesek - tu powącha, tam nasika, tu nasra i tam przysypie. Tak właśnie wyglądają myśli naszego Noblisty w "Kundlu przydrożnym", za które zresztą, i słusznie, zgarnął nagrodę Nike przy aplauzie, wzdychaniach i orgazmach elit G...na Wyborczego. Mają, chłopaki, wyrobiony węch, nie ma co mówić.
Z Niesiołowskim podobnie. Im więcej szczeka, tym bardziej przychodzi ochota, by chwycić za kija i strzelić w ten głupi łeb. Wiem, nienowocześnie to brzmi i niebezpiecznie nawet w dobie całowania każdego napotkanego zwierzaka po dupie i opluwania ludzi potrzebujących pomocy. Jak widać na przykładzie Niesiołowskiego Stefana utożsamianie się ze zwierzętami jest trendy, a już szczekanie niczym kundel, gestykulowanie jak małpa, strzykanie śliną jak żaba i grymaszenie /grymasów robienie/ jak... które zwierzę robi grymasy, kurde? - zapewnia rechoczącą jak żaba, gwiżdżącą jak kos i głupią jak leming publikę, że o Tusk Vision Network nie wspomnę.
Mój znajomek stwierdził, że nawet gdyby noga Niesiołowskiego była jedyną, którą można by obeszczać, to jego pies z pewnością by tego nie zrobił. Spytałem, dlaczego?
- Bo on nie szcza tam, gdzie cuchnie.